Siedzę w piaskownicy i kopię z synkiem kolejny tunel dla samochodów. Wokół pełno roześmianych dzieci, matek oraz ojców totalnie wycofanych, zajętych swoimi telefonami. Podnoszę się z pisaku i człapię na ławkę. Przysiadam i obserwuję bawiącego się w pisaku syna. Z ławki obok dolatują mnie strzępki rozmowy - "tak, kupiliśmy mu ten tablet na dzień dziecka, śmiga na nim lepiej niż moja mama, pół dnia mam go z głowy". Mimochodem rozglądam się w poszukiwaniu osobnika, który tak do perfekcji, w dzień lub dwa, opanował działanie tego tabletu. Nie wiem dlaczego, ale szukam wzrokiem jakiegoś rosłego dwunastolatka, jednak w pobliżu nikogo takiego nie dostrzegam. Tymczasem do mamy podchodzi chłopiec, według mnie, grubo młodszy od mojego czterolatka. Pcha się mamie na kolana, a ta odgania się od niego, jak od natrętnej muchy. Maluch ciągnie ją za rękę, tłumacząc że chce jej pokazać zupkę z piasku, którą dla niej ugotował. W odpowiedzi słyszy: "zaraz, zaraz, nie widzisz, że rozmawiam przez telefon?" Momentalnie przychodzi mi na myśl piosenka Arki Noego "weź mnie, weź mnie na ręce, mi nie potrzeba nic więcej.... ważna jest w życiu każda chwila".

Długo zastanawiałam się nad tą sytuacją. Dziś wszelkie mobilne gadżety są zabawką dla dzieci w każdym wieku. Już prawie nikogo nie dziwi dwulatek, który porusza paluszkami po ekranie z wirtuozerią pianisty. Taka sprawność budzi zachwyt z jednej strony, ale też niepokój z drugiej. W dzisiejszym świecie, gdzie sprzęt jest coraz tańszy, a internet powszechnie dostępny, gdzie oprócz telewizji, mamy w domu laptopy, komputery, tablety, smartfony, konsole oraz armię zabawek wyposażonych w monitory nie ma sensu całkowicie i restrykcyjnie blokować dzieciom dostępu do nich. Nie oszukujmy się, to ich przyszłość. Co więcej izolowanie od technologii potęguje problem, bo wiadomo to, co zakazane smakuje lepiej. Nie mniej jednak uważam za coś karygodnego, gdy smartfon lub iPad ma każdorazowo ukoić czy zabić nudę, która przecież jest potrzebna do refleksji czy pobudzenia kreatywności, a rodzicom zapewnić święty spokój. To "zatykanie" dzieci tabletem, wyręczanie się mediami mnie przeraża. Czy naprawdę trzylatkowi potrzebny jest własny tablet? No serio, raczej nie.

Owszem dwudziestominutowa bajka dwa razy dziennie nie zostawi w psychice dziecka trwałego śladu, ale bardzo ważne jest, by rodzice się zaangażowali i np. obejrzeli ją razem z dzieckiem, porozmawiali o czym opowiada, albo bynajmniej zerknęli czy przypadkiem to, co aktualnie ogląda ich pociecha nie niesie ze sobą jakiś brutalnych treści. Internet to dzisiaj podstawowe źródło wiedzy, ale dobrze by było nauczyć dziecko, jak właściwie z niego korzystać.

Mam wrażenie, że my dorośli mamy czasem ogromny problem z oddzieleniem pracy od czasu poświęconego tylko rodzinie. Ogromna liczba rodziców zapomina chyba, że dzieci są trochę jak małpki, uczą się poprzez naśladownictwo. Ciężko jest mieć posłuch u dziecka, mówiąc mu, że wystarczy już oglądania bajek, kiedy samemu jest się przyklejonym do iPhone'a. Moje pokolenie i młodsze często "bawi się" z dzieckiem jednocześnie odpisując na maile, sprawdzając Facebook'a czy przeglądając zdjęcia na Instagramie. Będąc z dzieckiem akurat musimy pilnie odebrać telefon czy odpisać na naglącego SMS-a. A może czasem fajnie byłoby wyjść na spacer z synem czy córką bez telefonu w ręce, zjeść razem obiad bez oglądania telewizji czy wspólnie budować zamki z piasku bez pstrykania mnóstwa zdjęć. Myślę, że świat się nie zawali, cywilizacja nie upadnie.

To ja dziś zostawiam telefon w domu* i idę z synem na plac zabaw, a TY?

*uczę się tego od mojego męża, który idąc na podwórko z synem zawsze zostawia telefon w domu

Obsługiwane przez usługę Blogger.