Ostatnio na blogu bardzo nas mało, ale styczeń totalnie nas rozłożył. Choroba goniła chorobę, a ja niespecjalnie znalazłam czas na pisanie pomiędzy mierzeniem temperatury, a podawaniem lekarstw, robieniem okładów, a gotowaniem ulubionych potraw, zwłaszcza że noce też nie były specjalne. Mam jednak nadzieję, że w lutym będzie lepiej i choróbska nam odpuszczą.
Styczeń nie był do końca jednak pozbawiony uroku, bo czas spędzony razem zdecydowanie do najcenniejszych należy. No i było kilka fajnych zachwytów, na które serdecznie Was zapraszam.
KOSMETYKI
W styczniu furorę zrobił u mnie krem do twarzy Achillea z manufaktury Szmaragdowe Żuki. Ostatni okres zdecydowanie nie wpłynął dobrze na kondycję mojej cery. Zimno, szczypiący mróz, a zaraz później ciepłe, suche powietrze w ogrzewanych pomieszczeniach sprawił, że moja skóra stała się przesuszona, czasem aż piekła na policzkach, natomiast strefa T serwowała mi różne niespodzianki. Jakiś czas temu wypróbowałam eliksir do twarzy Aesculus od Szmaragdowych Żuków (pisałam o nim więcej TU), świetnie się sprawdził, więc zaopatrzyłam się u nich również w krem do cery mieszanej i normalnej. Krem okazał się strzałem w przysłowiową dziesiątkę. Już po kilku użyciach zauważyłam wyraźną poprawę jeśli chodzi o kondycję mojej cery. Stosuję go codziennie pod makijaż i naprawdę fantastycznie się sprawdza, a nawet mam wrażenie przedłuża jego trwałość. Skóra po nim jest ukojona, odprężona, nawilżona. Dodatkowym plusem jest to, że kosmetyki od Szmaragdowych Żuków są w szklanych opakowaniach i mogą być ponownie użyte. Marka nie używa też dodatkowych pudełek ani folii opakowaniowych i dostarcza produkty w opakowaniach biodegradowalnych, wypełnionych ekologicznymi skrobiowymi piankami i zaklejonych papierową taśmą na ekologicznym, bezpiecznym kleju. Brawo!
JEDZENIE
W styczniu zdecydowanie wygrywa robione pierwszy raz samodzielnie przez mojego męża sushi. Oboje bardzo uwielbiamy, więc ogromnie się cieszę, że mąż ogarnął temat. Wyszły mu naprawdę znakomite i były dokładnie takie, jakie lubię najbardziej.
Złota zupa z soczewicy to drugi kulinarny przysmak stycznia. Przepis pochodzi z Jadłonomia.com i raczyliśmy się nim ostatnio bardzo często. Oczywiście Alexander kręcił nosem, ale my z mężem się zajadaliśmy. Idealna na zimowe, chłodne dni, bo świetnie rozgrzewa. Wypróbujcie, może tak jak my będziecie zachwyceni (źródło zdjęcia Jadłonomia).
Złota zupa z soczewicy to drugi kulinarny przysmak stycznia. Przepis pochodzi z Jadłonomia.com i raczyliśmy się nim ostatnio bardzo często. Oczywiście Alexander kręcił nosem, ale my z mężem się zajadaliśmy. Idealna na zimowe, chłodne dni, bo świetnie rozgrzewa. Wypróbujcie, może tak jak my będziecie zachwyceni (źródło zdjęcia Jadłonomia).
DOKUMENT
W ostatnim czasie obejrzałam dwa naprawdę dobre dokumenty, do których Was kieruję.
Pierwszy z nich to "Plastikowy ocean", który totalnie mnie wbił w fotel i ciągle o nim myślę. Dokument ten opowiada o zaśmiecaniu oceanów plastikowymi odpadami i jego wpływie na środowisko. Dokumentuje najnowszą naukę, udowadniając, jak tworzywa sztuczne, po wejściu do oceanów, rozpadają się na małe cząsteczki, które trafiają do łańcucha pokarmowego, gdzie przyciągają toksyny niczym magnes. Te toksyny są przechowywane w tkankach tłuszczowych owoców morza i ostatecznie konsumowane przez nas. A wiecie np. że w centrum Oceanu Spokojnego naukowcy odkryli więcej plastiku niż planktonu i że przez ostatnie 10 lat gatunek ludzki wyprodukował więcej plastikowych śmieci niż przez wcześniejszych 100 lat, a liczba ta nieustannie rośnie? Warto obejrzeć ten program, chociażby dlatego, że po jego obejrzeniu z całą pewnością nie porwiemy już na zakupach z taką łatwością plastikowego worka czy butelki wody.
Kolejny dokument to "Cały ten cukier", który obrazuje co dzieje się w organizmie po jego spożyciu. Film trafnie ukazuje nadmiar zjadanego cukru, nasze od niego uzależnienie i jego konsekwencje. Reżyser dokumentu przez prawie dwa miesiące codziennie spożywał 40 łyżeczek cukru. Czy to dużo? Otóż wcale nie, tyle średnio go spożywamy, bo jak się okazuje cukier jest dodawany do większości produktów, włącznie z tymi nazywanymi 'healthy food'.
MODA
W tym roku nadal "choruję" na len. Ostatnio odkryłam dwie, bardzo ciekawe marki, które stawiają na naturalne tkaniny. Jedną z nich jest Natula. To mała wrocławska pracownia, w której sukienkach się zakochałam. Zresztą, no powiedzcie sami, czyż nie są piękne? Fajne kolory, gumka w talii i dekolt w kształcie litery V, to nie może się nie udać.
Nad spódnicą z Histore.pl zastanawiam się już drugi miesiąc. Nie mogę zdecydować się na kolor, ale chyba granat aktualnie najbardziej do mnie przemawia. Prosta, klasyczna, myślę że będzie leżała idealnie. To świetna podstawa i najciekawszym elementem nie jednej stylizacji. Oczywiście wykonana w 100% z lnu.