Odkąd pamiętam zawsze lubiłam miesiąc marzec. Za świt, który przychodzi znacznie wcześniej, za zmierzch przybywający znacznie później, za zielone pąki na pędach i białe kwiatuszki na drzewach, za urodziny moje i mamy, za cieplejsze dni, ale w tym roku wyjątkowo marzę już o maju i powrocie do normalności. Myślę, że chyba każdy z nas na to czeka. Marzec, a zwłaszcza druga jego część, dobitnie dały mi w kość. Staram się nie panikować i zachowywać w miarę pozory normalności, żeby w tym zwariowanym okresie przetrwać. Wszelkie rytuały mi w tym bardzo pomagają i utrzymują w pionie. Mimo tego dość trudnego czasu pojawiło się u mnie kilka "wow", o których piszę poniżej.  Zapraszam!

KOSMETYKI


Tu bezapelacyjnie króluje Glow Serum od NACOMI (chociaż właściwie to hit kilku ostatnich miesięcy). Już wiele razy pisałam, że od produktów Nacomi zaczęła się moja przygoda z kosmetykami naturalnymi. Pamietam wypatrzyłam je w drogerii w Przemyślu, a dziś wypatruję tych kosmetyków w drogerii blisko mojego domu. To serum poleciła mi pani ekspedientka obiecując, że się nie zawiodę. I miała rację. Mam już drugie opakowanie i myślę, że nie ostatnie. Do tego cena jest naprawdę przekonywująca za tak genialny produkt. Serum ma świetną lekką, żelową konsystencję, a dzięki pipetce super łatwo odmierzyć odpowiednią dawkę produktu. Po nałożeniu skóra jest lekko napięta. Serum delikatnie złuszcza naskórek, nie wysuszając jednak skóry, a co więcej pozostawia ją nawilżoną. Daje efekt bardzo gładkiej i rozświetlonej skóry. Stosuję serum na noc, całość zamykając kremem i to świetnie się u mnie sprawdza. Po takim czasie mogę już stwierdzić, że pory i przebarwienia są mniej widoczne. Do kupienia w drogeriach internetowych, a stacjonarnie np. w Hebe, widzę że teraz w jeszcze niższej cenie.


Nawilżający tonik żelowy marki Lynia, który również poleciła mi pani w mojej ulubionej stacjonarnej drogerii. Jest w super cenie i jest naprawdę bardzo dobry. Cudownie nawilża (za sprawą mocznika, który ma za zadanie dogłębnie nawilżyć skórę i chronić ją przed wysuszeniem), nie podrażnia, nie uczula, nie pachnie. Ja mam cerę suchą i naczynkową i u mnie idealnie się sprawdza. Często nalewam go sobie na dłoń, następnie wklepuję w skórę, świetnie podbija działanie kremów czy serum. Stosuję go już ponad miesiąc i mam wrażenie, że niewiele go ubyło, więc jest bardzo wydajny. Pierwszy raz mam do czynienia z tonikiem żelowym i bardzo ta konsystencja mi pasuje. Jak dla mnie bomba!


Od niedawna zaczęłam używać też nowego kremu chlebowego do twarzy z Aquafarina Fermenti. Zobaczyłam ten krem na Instagramie i chciałam wypróbować czegoś innego. Krem jest bardzo lekki, dobrze się rozprowadza, szybko wchłania nie pozostawiając tłustej powłoki. Działa kojąco i łagodząco na wszelkie niespodzianki na skórze, zmniejsza też zaczerwienienia i podrażnienia, ale jak dla mnie trochę mało nawilża. Zapach ma faktycznie bardzo chlebowy, polubiłam się z nim bardzo.

HERBATA


W naszym domu pijemy naprawdę dużo herbaty. Najczęściej jest to czerwona rooibos z pomarańczą czy imbirem. Ze zdwojoną mocą pijemy głównie w okresie jesienno-zimowo-wiosennym. Cudownie rozgrzewa w zimowe miesiące, uspokaja i koi po ciężkim dniu, uzdrawia i przegania choróbska wszelkiej maści, idealna towarzyszka przy oglądaniu telewizji czy czytaniu książek. Ostatnio rozkochałam się w aromatycznej, relaksującej herbacie Shy Deer. W jej składzie można znaleźć kwiat hibiskusa, skórkę pomarańczy, rozdrobniony liść melisy i maliny, liofilizowaną malinę grys, płatki róży - no czujecie ten zapach i smak? Rewelacja! To moja mała wielka rzecz, która niezwykle umila mi czas, taki wyjątkowy punkt dnia. Czasem wypicie ciepłej herbaty w spokoju, zwłaszcza w ostatnim czasie, graniczy z cudem, co poświadczyć może chyba każda mama. Herbata zamknięta jest w pięknej szklanej buteleczce, po otwarciu której już czuć ten cudowny aromat. Pycha!

KSIĄŻKI



Pierwszą z nich jest książka Ałbeny Grabowskiej "Matki i córki", która bardzo mnie urzekła. Ciężka,  przejmująca, smutna, ale bardzo wciągająca historia. Autorka już od pierwszych stron zdołała mnie zainteresować historią, którą opisała. To powieść obyczajowa opowiadająca o losach czterech pokoleń kobiet: prababki, babki, matki i córki, które żyją wspólnie w atmosferze niedomówień i skrywanych tajemnic. Każda z nich zmaga się z przeszłością na swój sposób, mierzy się z macierzyństwem i trudnymi doświadczeniami w innych okolicznościach historycznych. Maria, Najstarsza z rodu, zesłana została na Sybir, Sabina doskonała skrzypaczka, doświadczyła koszmaru obozu koncentracyjnego w Ravensbruck, Magdalenę z kolei dotknęła bolesna strata ukochanego przez co samotnie musiała wychowywać córkę w czasach PRLu oraz Lila, która usilnie próbuje dowiedzieć się czegoś o swojej przeszłości, by zrozumieć samą siebie, nie chce biernie poddawać się losowi i pragnie stworzyć dobry, szczery związek, ale ciągle napotyka kurtynę milczenia i niejasności.
Autorka stopniowo odsłania tajemnice sagi rodzinnej, w której pierwsze skrzypce grają kobiety, potęgując zaciekawienie i napięcie, by na końcu zaskoczyć Czytelnika. 
"Matki i córki" to dla mnie osobiście też opowieść o sile, determinacji jaką mają w sobie kobiety, podejmowaniu trudnych decyzji i mierzeniu się z ich konsekwencjami, szukaniu tożsamości, trudnych relacjach oraz dziedziczeniu traum, mimo ich wyparcia. Szczerze polecam!


Drugą książką, którą udało mi się w marcu przeczytać była książka Mikołaja Marceli o dość przewrotnym tytule "Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku" czyli o tym co należy zrobić, by edukacja dziecka miała sens. Książka, moim zdaniem, jest próbą skłonienia czytelnika, głównie rodzica, chociaż z książką powinni się zapoznać przede wszystkim nauczyciele, do refleksji nad obecnym skostniałym systemem edukacji. Teraz, kiedy mamy do czynienia z edukacją domową, której aktualnie bliżej możemy się przyjrzeć, ta książka ma jeszcze większą wartość. Nie tylko pokazuje że obecny system edukacji zupełnie nie radzi sobie z takimi sytuacjami, nie jest przygotowany na zmiany, nie idzie z duchem czasu, nie przystaje do rzeczywistości, ale też podpowiada co należy zmienić. Ten proces nie jest łatwy, ale bezwzględnie należy go podjąć. Książka pokazuje też jaką rolę odgrywają rodzice w kształceniu dzieci.  Myślę, że każdy rodzic powinien przeczytać i wyciągnąć własne wnioski. Mi osobiście książka otworzyła oczy, bo początkowo bardzo dałam się wkręcić w ten szkolny pęd. 

MATA DO JOGI


Jogę na dobre zaczęłam ćwiczyć ponad rok temu. Początkowo ćwiczyłam tylko w domu, korzystając z darmowych lekcji, które znalazłam na Youtube (więcej pisałam o tym TU), ale z czasem zapragnęłam uczestniczyć w stacjonarnych zajęciach jogi. Znalazłam miejsce w moim mieście i tak rozpoczęła się moja miłość do jogi, a z czasem dołączyłam też medytację i mantry. Praktykuję jogę kilka razy w tygodniu, zazwyczaj pięć razy, mniej więcej około godziny dziennie, czasem dłużej, jak czas na to pozwoli (łącznie z medytacją i relaksacją). Do niedawna ćwiczyłam na zwykłej karimacie, bo nie wiedziałam czy joga to coś w sam raz dla mnie czy to jedynie chwilowe zauroczenie. Nie chciałam niepotrzebnie wydawać pieniędzy na matę, nie będąc pewnym, że faktycznie będę z niej korzystać. W tym roku na urodziny od moich chłopaków dostałam wymarzoną matę. Długo wybierałam, bo ciężko było mi się zdecydować. Ostatecznie wybór padł na matę korkową, którą upatrzyłam sobie jeszcze kiedy była w fazie tworzenia na Simplife.pl. Dzisiaj, po wielu godzinach na niej spędzonych, wiem że to był dobry wybór. Mata jest bardzo praktyczna, funkcjonalna. Połączenie naturalnego korka i kauczuku idealnie się sprawdza, bo mata absolutnie się nie ślizga, nie ma nieprzyjemnego zapachu gumy, no i jest biodegradowalna. Walory estetyczne również do mnie przemówiły, bowiem grafika pełni księżyca jest cudna, ale jest też i bardzo użyteczna, ponieważ linie poprowadzone są pod różnymi kontami, co ułatwia i podpowiada jak wejść w daną pozycję. No cudo!!!

SERIAL


W marcu wciągnęłam się bardzo w polski serial "Kod genetyczny". Z racji tego, że nie mamy telewizji w domu oglądam go na player.pl. Serial ma kilka wątków, które w ogólnym zarysie poznajemy już w pierwszym odcinku. Są dwie sprawy kryminalne, trudne relacje syna z ojcem i na dokładkę z dziadkiem, niebezpieczne związki i trójkąty miłosne, narkotyki, bezdzietne małżeństwo (prywatnie przyjaciele głównego bohatera - pani psycholog i policjant) wychowujące córkę siostry pani psycholog. A w tle dość niepokojąca, mroczna muzyka. Dobra obsada jest również plusem tego serialu. Zerknijcie, może i Wam się spodoba.
Obsługiwane przez usługę Blogger.