Listopad to raczej miesiąc do którego zasadniczo nie tęsknię nigdy jakoś specjalnie. Nie jest to miesiąc, którego się wyczekuje. Takie przejście pomiędzy jesienią, a zimą, zazwyczaj szary, bury, bez jakiegokolwiek uroku. Smutny, przygnębiający, a w tym roku jakoś podwójnie, ba, nawet potrójnie przygnębiający. Ale, ale... sama trochę czarowałam tą listopadową codzienność, by chociaż odrobinę umilić sobie ten czas. Poniżej pokażę Wam moje oczarowania przedostatniego miesiąca roku. 

1. KOSMETYKI


W listopadzie odkryłam idealny dla mnie podkład, a zasadniczo miałam z tym zawsze ogromny problem. Mój ostatni zakup podkładu z Cliniqua okazał się totalnym niewypałem. Mimo że robiłam do niego kilka podejść nie polubiliśmy się, a skutki jego stosowania odczuwam jeszcze do dziś. Zupełnie mi się nie sprawdził. Natomiast naturalny podkład pielęgnujący od Shy Deer to u mnie strzał w przysłowiową dziesiątkę. Ideolo! Totalnie trafił w moje potrzeby. Po pierwsze zachwyciła mnie jego konsystencja, takiego lekkiego musu, który genialnie, bez żadnego problemu się rozprowadza i cudownie dopasowuje do skóry, stapia się z nią. Po drugie, nie pozostawia efektu maski, daje bardzo naturalne wykończenie, delikatnie matując skórę, ale jednocześnie niweluje niedoskonałości i cienie pod oczami. Oczywiście można go sobie aplikować warstwami, aby zwiększyć efekt, ale ja u siebie nie widzę takiej potrzeby. Po trzecie podkład nie obciąża skóry, fajnie ją nawilża. Ogromny plus również za opakowanie i aplikator z pompką. 

2. DOM


Nie wyobrażam sobie jesiennych i zimowych miesięcy bez świeczek w domu. To taki nostalgiczny i magiczny czas. Kocham wówczas ciepłe koce, grube skarpety, termofor, rozgrzewające napoje i pachnące świece właśnie. To niezbędne akcesoria dla mnie w tym okresie. Ma być ciepło, przytulnie, nastrojowo. Wszelkie korzenne, słodkie, czekoladowe zapachy koją moją duszę i umilają czas. Od kilku sezonów zamawiam świece sojowe wytwarzane z naturalnego roślinnego wosku z ziaren soi. Są nietoksyczne, zastępują klasyczne świece wytwarzane z parafiny. W tym roku też mam w domu świecie naturalne, tym razem z Manufaktury Pure Magic. Są cudne. Zapach roznosi się po całym domu, jest delikatny, ale wyczuwalny, nie mdły. Świece wytwarzane są własnoręcznie przez dyplomowanego kosmetologa. Do świec dodawane są olejki eteryczne oraz kompozycje zapachowe pozyskiwane z roślin. Świece są wykonane z ogromną dbałością o każdy najmniejszy szczegół, więc nie tylko pięknie pachną, ale też wspaniale się prezentują :)

3. KSIĄŻKA


Niestety jestem osobą, dla której najsurowszym krytykiem jestem ja sama. Ciągle towarzyszy mi w głowie wewnętrzny głos, że coś mogę lepiej, że pewnie nie dam rady. Staram się z tym walczyć, bo bardzo podcina mi to skrzydła. Myślę, że z wiekiem jest w tym temacie znacznie lepiej, ale chciałabym aby głos jednak ucichł, a najlepiej byłoby gdyby zaczął mnie wspierać, a nie wbijać szpilę. Z racji tego często sięgam po różne książki dotyczące tej tematyki dlatego że widzę potrzebę zmiany, bo jedna z najważniejszych relacji w naszym życiu to właśnie relacja z samym sobą. W listopadzie zaczęłam książkę dwóch psychoterapeutek Aliny Adamowicz i Joanny Godeckiej "Jak uciszyć wewnętrznego krytyka i uwierzyć w siebie" (Wydawnictwo MUZA) i na dniach ją skończę. Fajnie jest spojrzeć na problem oczami innych ludzi, uświadomić sobie że nie ja jedna borykam się z takim problemem, ale przede wszystkim zobaczyć jak można z tym sobie poradzić, jak inaczej prowadzić rozmowę ze sobą. W książce można znaleźć szereg ćwiczeń, podpowiedzi, które możemy wykorzystać do pracy nad samym sobą, by zmienić nastawienie do siebie, uwierzyć w siebie, dbać o siebie, doceniać siebie i mówić o sobie dobrze, bo przecież słowa mają ogromną moc, a "życie się zmienia, gdy zaczynasz mówić o sobie dobre słowa". Książka otwiera oczy na wiele spraw, bo sporo w niej też o kompleksach, podejmowaniu ryzyka, strachu przed nowym czy hejcie w sieci. Krótko, ale treściwie i na temat!

4. SERIALE

Tutaj nikogo chyba specjalnie nie zaskoczę, bo mam wrażenie że te dwa seriale, o których poniżej, obejrzeli wszyscy. Jeden to hit Netfliksowy, a drugi puszczany był na HBO. Oba krótkie, ale równie wciągające. 


Wczoraj obejrzeliśmy ostatni odcinek "Od nowa" i nasze typy z wcześniejszych odcinków odnośnie tego, kto zabił totalnie rozminęły się z rozwiązaniem zagadki. Cudny Nowy York, na pozór szczęśliwe małżeństwo z synem z wyższych sfer, którym wstrząsa morderstwo ubogiej artystki z ekspansywną osobowością. To wszystko okraszone wspaniałą muzyką, a w rolach głównych Hugh Grant (w zupełnie innej dla siebie niż dotychczas roli), Nicole Kidman i Donald Sutherland. Jeżeli jeszcze jakimś cudem nie widzieliście, to zarezerwujcie sobie kilka wieczorów, bo po obejrzeniu pierwszego odcinka, z całą pewnością będziecie chcieli obejrzeć kolejne pięć :) 


Drugi serial to "Gambit królowej", w której jest nawet akcent polski (Marcin Dorociński). Tym razem to opowieść o osieroconej dziewczynce, która będąc w sierocińcu przypadkiem odkrywa swoją pasję i niezwykły talent do szachów jednocześnie uzależniając się od środków odurzających. Udaje jej się rozwijać swoje zdolności, rozgrywać partie z najlepszymi, ale cena geniuszu drogo ją kosztuje.

5. MODA 


W listopadzie w "oko wpadła mi" bluza z Laurelli. Potrzebowałam takiej zwykłej szarej bluzy na nadchodzące dni. Dumam też nad granatową, bo ta stała się moją ulubioną. Na spodnie z Ohmess czaiłam się już jakiś czas i z początkiem listopada są już u mnie. To najwygodniejsze spodnie ever. Miałam tylko kłopot z rozmiarem, ale ostatecznie zostałam przy odrobinie luźniejszych. Perełką okazała się też koszula z Naree. Uszyta z wysokiej jakości wiskozy, bardzo dobrze się nosi.
Obsługiwane przez usługę Blogger.