Podobno środa minie, tydzień zginie, więc jeszcze chwil kilka i długi weekend. A to z kolei oznacza tylko jedno - więcej czasu z rodziną. I nie ważne czy jesteś pracującą na pełnym etacie mamą, która z bolącym sercem zostawia swoje dziecko w żłobku/przedszkolu, czy mamą stale obecną w domu, z całą pewnością padasz na twarz i marzysz o kilku chwilach odpoczynku. Jak cudownie byłoby poleżeć na piaszczystej plaży z widokiem na turkusową wodę lub chociaż w spa, no dobra chociaż w ciszy! 

Jest! Doczekałaś się! Wolna sobota, niedziela i nawet poniedziałek. Postanawiasz, że nic w tym czasie nie popsuje Ci humoru. Wyśpisz się, ogarniesz szybko dom, ugotujesz wspaniały obiad, spędzicie sielankowo czas. Tymczasem noc mija w sekundę, a sobota rozpoczyna się grubo przed 6. Wstajesz, człapiesz zaspana do kuchni. W drodze nogą natrafiasz na zagubionego, legowego ludzika, którego świetlny miecz wbija Ci się boleśnie w bosą stopę. Przygotowujesz śniadanie, wzrokiem ogarniając kuchnię i kątem oka dostrzegasz pełny kosz. Ciśnienie rośnie, resztki dobrego humoru ulatują niczym hel z urodzinowych balonów. Ofukujesz ostro męża za to przewinienie. Przecież dzień wcześniej prosiłaś i przypominałaś, żeby się z tym uporał. Dlaczego musisz powtarzać Mu to sto razy? W odpowiedzi słyszysz radosne "zrobi się". Mógł sobie darować prawda? Bo w domu jeszcze nigdy nic się samo nie zrobiło. 

Czas mija, a Ty nadal chodzisz nabuzowana, nakręcasz się, marudzisz, warczysz na dziecko, kiedy po raz kolejny prosi Cię, abyś się z nim pobawiła. Przecież gotujesz obiad, szorujesz łazienkę, pucujesz lustro, które małe rączki wybrudziły Twoim drogim kremem na zmarszczki, jednocześnie robiąc w głowie listę zakupów, by zapełnić świecącą pustką lodówkę. Wygłaszasz przy tym monolog, jak to wszystko jest na Twojej głowie. Też tak czasem masz? Znasz to?

A ja Ci mówię stój! Zatrzymaj się! Zwolnij! 

Pomyśl tylko, przecież mogło ich nie być! Tych Twoich dzieci! 

Ileż to kobiet marzy, aby usłyszeć słowo Mamusiu. Zobaczyć szczerą radość na swój widok. Poczuć małe, lepkie rączki na szyi. Przytulić się do delikatnego, ciepłego ciałka. A to właśnie Ty doświadczasz tego tu i teraz. Widzisz jaką jesteś szczęściarą?

Albo mogłyby być chore.

Kiedyś oglądałam program, w którym mama upośledzonego, przykutego do łóżka syna powiedziała, że oddałaby wszystko, aby jej dziecko wymalowało kredkami ściany. A Ty złościsz się na porozrzucane zabawki?!

I tego mężczyzny obok Ciebie, z którym dzielisz radości i smutki dnia codziennego, też mogłoby nie być. Tego, na widok którego motyle w brzuchu się budziły. Uwierz mi one ciągle tam są, tylko codzienność krępuje im skrzydła.

Doceń więc to, co masz! To tak cenne jest. A zarazem tak ulotne i kruche. Może kiedyś zatęsknisz za tym dniem, który Cię wymęczył i zniechęcił. Odpuść więc dwudaniowy obiad, uwierz mężowi na słowo, że dom to nie muzeum i ciesz się chwilą z tymi, których kochasz. Wyłącz komputer, schowaj telefon głęboko w torebce i bądź obecna tak na sto procent. Bo być może chwila, która właśnie trwa jest najlepszą z Twoich chwil.....

→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→→
Jeżeli spodobał Ci się ten post i sądzisz, że może komuś się przydać, kliknij proszę Lubię to na moim profilu na FB lub udostępnij go u siebie.





Lubię marzec. Chociażby dlatego, że to miesiąc moich urodzin. I urodzin mojej Mamy. I może też dlatego, że to miesiąc, w którym przychodzi wiosna. Wprawdzie w tym roku tylko w kalendarzu, ale cieplejsze dni coraz bliżej. I tego się trzymajmy! A tymczasem pokażę Wam, co wpadło mi w marcu w oko.

1. Niedawno na Instagramie (o TU) zapytałam czy lubicie i czy polecacie jakieś kryminały, bo ja ostatnio jestem bardzo na tak, chociaż nigdy nie sądziłam, że taka literatura mnie zainteresuje. Dostałam sporo poleceń ciekawych książek i z całą pewnością wiele z nich przeczytam. W zamian chciałabym polecić rasowy kryminał z elementami literatury kobiecej. To trzecia część trylogii Joanny Opiat-Bojarskiej "To koniec, Anno". Tak bardzo mnie wciągnęła, że mam już dwie pozostałe części i nie mogę się doczekać, kiedy je przeczytam. Książka opowiada o śledczej Annie Rogozińskiej, która po traumatycznych przeżyciach wraca do pracy, gdzie napotyka sporo trudności. Otrzymuje nowe zadanie, które ma polegać na nagraniu dokumentu dotyczącego pracy ratowników medycznych. Kiedy rozpoczyna pracę, zaczynają pojawiać się fałszywe alarmy o podłożonych bombach. To jednak nie wszystko, bo z więzienia, podobno by ją ostrzec, nawiązuje z nią kontakt Kapelusznik. Czy to wynik troski czy może ktoś próbuje wciągnąć ją w nieuczciwą grę? Czy informacje przekazane przez osadzonego w Zakładzie Karnym okażą się prawdziwe? Świetna książka, która trzyma w napięciu do ostatniej strony. Kiedy już nam się wydaje, że łączymy w całość wszystkie elementy układanki, autorka daje nam solidnego pstryczka w nos. Poza tym, tak dokładnie odzwierciedla opisywaną rzeczywistość, że czytelnik ma wrażenie, że jest uczestnikiem wydarzeń. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego i można ją kupić TU.

2. Eat Pretty Jolene Hart to kolejna książka, do której często sięgałam w marcu. Kupiłam ją pod wpływam Instagramu, ale warto było. Autorka radzi, by opróżnić szafę pełną chemicznych kosmetyków, co już dawno zrobiłam, ale też by zadbać o to, co ma się w lodówce. Podpowiada, że warto jeść orzechy włoskie, botwinkę, pietruszkę, kiedy marzymy o pięknych włosach, a awokado, bataty, marchew zapewnią nam piękną cerę. Bardzo spodobał mi się pomysł wprowadzenia rozdziałów związanych z porami roku,  w których królują sezonowo dostępne produkty. Książkę kupiłam w dobrej cenie w księgarni internetowej niePRZECZYTANE.PL

3. W marcu moje serce całkowicie skradł odżywczy peeling cukrowy - mango (TU). Kupiłam kolejne opakowanie i z całą pewnością szybko mi się nie znudzi. Zapach jest obłędny. Uwielbiam peelingi, a ten obecnie jest moim faworytem. W swoim składzie ma masło shea, które natłuszcza skórę, uelastycznia ją i regeneruje, a dodatkowo działa łagodząco. Pestki malin mają natomiast ściągać, oczyszczać skórę, ale także stymulować samoregenerację naskórka, co daje efekt jędrności, gładkości i odświeżenia. Jego konsystencja jest dość gęsta, zbita, ale dobrze się rozprowadza. Zachwyciło mnie to, że zawarte w nim drobiny porządnie ścierają martwy naskórek. Po użyciu peelingu również dłonie są w świetnej kondycji. Kosmetyk jest naturalny, opakowanie jest ekologiczne, ale to nie wszystko, bo nie wiem czy wiecie, że wyprodukowała go polska marka Clochee pochodząca ze Szczecina, założona przed dwie koleżanki: Darię oraz Justynę. Super, czego chcieć więcej, polecam!

4. Pozostając w klimacie kosmetyków, chciałabym pokazać mydła, z którymi ostatnio bardzo mi po drodze. To produkty od Pani Mydełko. Możecie je podejrzeć TU, TU i TU. W domu mam lawendowe i z koziego mleka. Oba są warte uwagi. Ja całkowicie porzuciłam drogeryjne mydła na rzeczy naturalnych i tymi jestem zachwycona. Bardzo ładnie, delikatnie pachną, tworzą gęstą, kremową pianę i pozostawiają skórę dobrze nawilżoną. Dzięki nim unikniemy paskudnego uczucia ściągnięcia. Przyznam szczerze, że aż żal mi było ich używać, bo oprócz tego, że rewelacyjnie działają na skórę, pięknie się prezentują. To takie małe dzieła sztuki. Ja używam ich również do mycia mojego dziecka (zwłaszcza mydła z koziego mleka), bo dzięki nim Jego skóra nie jest przesuszona i nie muszę stosować żadnych oliwek czy balsamów. Jak dla mnie bomba!

5. Jesteśmy w trakcie zmian w pokoju Alexa, więc ciągle poszukuję inspiracji. W marcu trafiłam na świetne miejsce w sieci z mnóstwem ciekawych produktów do wystroju pokoju małego odkrywcy. To The Bears. Mamy stamtąd świetną matę droga (TU), ale planuję jeszcze dokupić np. półki, chociażby taką batmanową, bo mam w domu fana Batmana czy wieszaki TEN (ale byłaby radość!) lub TEN. Zajrzyjcie, może coś ciekawego wypatrzycie!

6. Gra z ilustracjami Andrzeja Mleczki - Gierki małżeńskie. Kupiliśmy ją kiedyś na promocji i strasznie nam się spodobała. Do tej pory graliśmy tylko we dwójkę, ale już nie mogę się doczekać, kiedy zagramy w szerszym gronie. Świetna zabawa i trochę taki sprawdzian dla par. A Wy macie swoje ulubione gry? Chętnie się zapoznam. Znalazłam w dobrej cenie w Smarkacz.pl

7. A teraz jeszcze dwie rzeczy, którymi w marcu się zachwycałam i ciągle się na nie czaję. To pasek do aparatu z gobelinu i skóry (TU). Strasznie podobają mi się wzory i myślę, że idealnie będą pasować do mojego aparatu. Czyż nie są piękne?

8. Uwielbiam jak coś mi dynda na nadgarstku. Czasem jest to jakiś sznurek, czasem masywna bransoletka, a innym razem zegarek. Teraz choruję na cudeńka od Animal Kingdom (TU). Ciekawe, delikatne wzory, to jest to!




 
 
Ostatnio sporo gier na blogu. To wynik tego, że bardzo dużo gramy i trafiamy na naprawdę warte uwagi gry. Czas świąteczny, z racji tego, że pogoda niespecjalnie zachęcała do długich spacerów, spędziliśmy większość grając, moim zdaniem w grę genialną, a mianowicie Topologix od Djeco. Wiele razy zwracałam na nią uwagę szukając ciekawych zabawek dla Alexa, więc kiedy otrzymaliśmy ją od Edukatorka byłam zachwycona. Ku mojej uciesze Synowi również bardzo się spodobała. 


To chyba jedyna gra, w którą moje dziecko może bawić się praktycznie samo. Początkowo oczywiście graliśmy na zmianę z mężem, ale po zapoznaniu się z grą Alexander sam sobie świetnie radzi. 

Topologix, logiczna układanka, rewelacyjnie ćwiczy koncentrację, orientację przestrzenną oraz przyimki (u nas akurat pożądane umiejętności). To świetny pomysł i piękne wykonanie w jednym.


Co znajdziemy w pudełku? 
Drewnianą planszę, 5 żetonów ze zwierzętami (myszką, misiem, kotkiem,  żabką, ptaszkiem) oraz 20 dwustronnych kart. Na jednej stronie znajdują się piękne ilustracje, a na drugiej - rozwiązanie zadania.


Na czym polega gra? 
Dziecko wybiera lub dostaje jedną kartę z ilustracją, a następnie wyszukuje na obrazku zwierzątko, opisuje jego położenie i odkłada żeton w odpowiednim okienku na planszy. Jeżeli ułoży wszystkie 5 żetonów, odwraca kartę i dokonuje samokontroli wykonanego zadania. Wbrew pozorom wcale nie jest to takie łatwe zadanie. 


Jeżeli szukacie dla swoich dzieci mądrych zabawek, to ta zdecydowanie się do nich zalicza. Można ją kupić TU

Robiąc zakupy w Edukatorku możecie skorzystać z 10% rabatu na cały asortyment na hasło: topologix.

Wpis powstał w ramach cyklu „Bawię się z Edukatorkiem”, którego celem jest pokazanie radosnej, twórczej zabawy  i zachęcenie do wspólnego spędzania wolnego czasu i przeniesienie się w magiczny czas dzieciństwa.









Wprawdzie wiosna kalendarzowa trwa w najlepsze, ale ostatnie dni z wiosną niewiele miały wspólnego. My dodatkowo przez chorobę uwięzieni byliśmy przez kilka dni w domu. Mimo wszystko czas, który razem spędziliśmy jednogłośnie uznaliśmy za cudowny. Przytulankom, rysowaniu i układaniu nie było końca. Pewnie dlatego, że wyjęłam skrywane na takie właśnie chwile dwie ciekawe, kreatywne zabawki marki Mudpuppy.


To amerykańska firma zabawek edukacyjnych, która powstała w 1992 roku. Firma postawiła na tworzenie produktów zachęcających dzieci do twórczej aktywności, a przy tym wspierających ich rozwój i stymulujących wyobraźnię. W ofercie marki można znaleźć puzzle, gry, układanki oraz zestawy kreatywne, w tym tematyczne komplety magnesów czy naklejek.


Alexander uwielbia malować. Czasem robi to kilka godzin z rzędu, dlatego kiedy przeglądałam ofertę Mudpuppy i znalazłam kolorowankę piksele, wiedziałam że to będzie u nas hit. Kolorowanka składa się z numerowanych kwadracików (pikseli), którą można pomalować dowolnie wybranymi kolorami. Na dole każdej strony znajduje się legenda, która przypomina, że każdej cyferce odpowiada jeden wybrany kolor.


Dobierając kolory, nie wiemy jak będzie wyglądał końcowy obrazek. Pojawia się on w miarę malowania kolejnych pikseli. My akurat mamy kolorowankę z serii roboty (bo taka spodobała się mojemu Synkowi), ale są też do kupienia śmieszne buźki, konie, potwory. Zabawka ma formę kołonotatnika z zaokrąglonymi brzegami. Zawiera 18 stron, z czego 6 obrazków można pokolorować według własnego pomysłu. Do kupienia TU.


Drugi produkt, który bardzo mi się spodobał to magnetyczne konstrukcje, również w wersji roboty. Zestaw magnetyczny składa się z 2 dwustronnych plansz tematycznych, na których przyczepia się magnesy (jest ich aż 40) tworząc różne kolorowe rysunki. Wszystko zapakowane jest w metalowe pudełko. Genialne! Sprawdzi się świetnie np. w podróży. Można ją kupić TUTAJ


Duży wybór zabawek marki Mudpuppy znajdziecie w sklepie Edukatorek. 


 

#wspierampolskibiznes to jeden z moich ulubionych cykli na blogu. Dzięki niemu poznaję mnóstwo fantastycznych ludzi, którzy kryją się za wspaniałymi, polskimi, handmadowymi markami. To ludzie z pasją, misją, z głowami pełnymi pomysłów. Cenię i z całego serca ich wspieram. Dziś porozmawiam z cudowną kobietą, mamą, która doprowadziła swoje życie do takiego poziomu slow, do jakiego ja osobiście dążę. Prowadzi małą, rodzinną manufakturę mydła i miodu o nazwie ajeden. Mydła przez nią wytwarzane absolutnie skradły moje serce, o czym pisałam TU. Każde z nich to mydlana perełka. Wyróżnia je naturalny skład i dbałość o wysoką jakość. Skierowane są do szerokiej grupy odbiorców, przyjazne dla każdego typu skóry, ponieważ brak w nich substancji uzyskanych chemicznie. Delikatne dla skóry, myją i pielęgnują ją we właściwy sobie sposób. Rewelacyjne, polecam z całego serca. Wypróbowałam na sobie, dziecku, a nawet siostrze :)

1. Witam serdecznie! Muszę to pytanie zadać na samym początku, bo bardzo ciekawi mnie, jak i kiedy pojawił się pomysł tworzenia mydeł?
Mydła zaczęłam robić już, a może dopiero, mając 20 lat. Praca, studia,  macierzyństwo, codzienność, tę pasję wyciszyły na jakiś czas. I pamiętam, przyszedł taki moment skrajnego zmęczenia codziennością, kiedy zadałam sobie pytanie „czy tak już to ma wyglądać, czy jesteś w stanie coś z tym zrobić, żeby budzić się i wstawać rano prawą nogą z uśmiechem na twarzy, nie mogąc się doczekać zadań, które sobie postawiłaś?”. No i stało się, zwrot o 360°. Postawiłam na siebie! A takim dodatkowym impulsem, który również zadecydował o tym, że mydła pójdą w świat było AZS mojego, wówczas 1,5 rocznego synka. Oczywiście, jako przykładny rodzic, żeby czasem niczego nie pominąć, udaliśmy się do lekarza, który przepisał maści sterydowe, emolienty - cuda niewidy. Dobrze było może przez dwa tygodnie, a potem znów szorstkość na policzkach, plecach, udach. Oczywiście najciemniej pod latarnią, ale w końcu wpadłam na pomysł by odstawić całą chemię i zaczęłam dodawać do kąpieli prawdziwe, pełnotłuste kozie mleko i starte mydło, przygotowane również na kozim mleku z dużym przetłuszczeniem. Pomogło, sprawdziło się, stosuję do dnia dzisiejszego.

2. Jak widać czasem jedn impuls potrafi zmienić nasze życie. A jakie umiejętności, zdolności potrzebne są do stworzenia marki specjalizującej się w wyrobie takich produktów?
Nie ukończyłam żadnego kursu z dziedziny marketingu i prania mózgu:) Klientom. Nie jestem też po studiach kosmetycznych czy chemicznych. Myślę, że najciekawsze projekty wychodzą zawsze z pasji i chęci do tworzenia, poznawania i zgłębiania materii, którą jesteśmy zainteresowani do tego stopnia, że zapominamy o codzienności. Jeżeli zaś chodzi o umiejętności i zdolności to na pewno: pozytywne nastawienie, duża doza uśmiechu w ciągu dnia, wytrwałość, stanowczość w dążeniu do postawionych celów i bezinteresowna życzliwość! Ja nigdy nie będę gigantem kosmetycznym – i nie o to mi chodzi, nie zagłębiam się w techniki sprzedaży, konkurencyjność itp. Myślę, że małymi krokami ludzie uświadamiają sobie, że korzystniej dla nich jest używać produktów jak najmniej przetworzonych i nienaładowanych chemią. Ja zawsze tworzę w taki sposób, i z taką świadomością, że korzystać z tego produktu będę ja sama i moi najbliżsi, a dla najbliższych zawsze chce się zrobić coś jak najlepiej, coś wyjątkowego.

3. Zgadzam się z Panią i cieszę się jednocześnie z tego, że coraz więcej ludzi zwraca uwagę na to, co kupuje. Kiedy tworzy Pani mydła, to który etap produkcji lubi Pani najbardziej? Co przynosi największą satysfakcję?
Myślę, że największą frajdę każdemu mydlarzowi (jeżeli chodzi o etap tworzenia) sprawia wylewanie mydeł do form – zwłaszcza jeżeli robi się jakieś wzory, używa mineralnych pigmentów, stosuje misterne techniki. Lubię więc ten moment wylewania i zdobienia. Generalnie mydło przed krojeniem powinno znajdować się w formie około 24h. Ciekawski i niecierpliwy  mydlarz chciałby już po dwóch godzinach zobaczyć co fajnego wyszło – dlatego na naszej stronie napisałam, że mydło uczy cierpliwości:). Oczywiście pierwsze mydlenie nowym mydłem, sprawdzanie czy dobrze się pieni, nawilża, nie maże się dla mnie jest równie fascynujące:). A taką największą satysfakcją jest oczywiście uśmiech i zadowolenie osób, które doceniają nasz naturalny produkt.

4. Jest Pani mamą trójki dzieci, prowadzi biznes, ogarnia media społecznościowe.... Czy ktoś w tym wszystkim Panią wspiera?
Z tym ogarnianiem to bywa różnie – nie lubię nowości technologicznych i do dnia dzisiejszego nie rozpracowałam wszystkich ikonek na Facebooku i Instagramie. Nie mam w domu telewizora i napiszę szczerze - żyje się spokojniej. Więcej się dostrzega. Ma się więcej czasu dla siebie, rodziny, bo zamiast wylegiwać się wieczorem na kanapie można zwyczajnie porozmawiać o mijającym dniu, wymienić uśmiech, przytulić się do dzieci – bezcenne!
Zawsze jest miło jak mamy wsparcie – zwłaszcza w chwilach zwątpienia i całej papirologii, którą niestety, każdy musi przejść zakładając swoją działalność. Ja ogromne wsparcie mam w rodzinie, dzieciach choć są jeszcze małe – wystarczą mi póki co przytulaki i ich uśmiechy, no i oczywiście nasza dalsza rodzina, którą są nasi Klienci – naprawdę jeden mail od zadowolonej mamy daje wsparcie i poczucie takiego spełnienia, że to co się robi również komuś przynosi radość. Ale też myślę sobie, że jeżeli jest tutaj  osoba, która czytając chciałaby coś w swoim życiu zmienić, waha się, zastanawia, a tego wsparcia ma mało, to jest to czas żeby po prostu to zrobić, zebrać się w sobie, zadać sobie pytanie: co masz do stracenia, a co możesz zyskać? Jak nie teraz to  kiedy? Nie oczekujmy, że ktoś za nas podejmie decyzję. W ogóle nie wychodźmy z takiego założenia, że coś się nam należy – jak się tego pozbędziemy, będzie prościej! Wiara we własne możliwości i ciężka praca, a po godzinach tabliczka czekolady i lampka dobrego wina:).

5. Piękne słowa! Taka niesamowita energia bije od Pani i wiara, że małe kroki i ciężka praca pozwolą spełnić marzenia. Zapewne więc ma Pani marzenia, plany, pomysły.... Zdradzi je Pani?
Głowę mam pełną pomysłów, więc na pewno pojawią się nowe mydła, nad którymi właśnie pracuję. Chciałabym popracować w tym roku więcej z miodami i pochodnymi... A z takich przyziemnych planów – nauczyć jeździć na rowerze moje trzyletnie dziecię, ćwiczyć czytanie z sześcioletnią córą i zrobić porządny ziołowy ogród. Marzenia? Każdy ma – skryte, ciche, nie zdradzam :). Takim, przyziemnym, dla mnie praktycznym, krótkoterminowym, którym mogę się podzielić z czytelnikami jest zrobienie kursu serowarstwa. Mam kozy i ser robię, ale uważam, że mogę lepiej – czas to zgłębić:)

6. Rozmawiając z Panią przychodzi mi do głowy jedno: tylko taka wyjątkowa osoba, może tworzyć takie wspaniałe produkty. Na koniec zapytam jeszcze o to, czego mogę Pani życzyć?

Myślę, że więcej bezinteresownej życzliwości. Osób, których pojawienie się na naszej drodze wywoła uśmiech, przyniesie dobre słowo. Tego życzmy wszystkim, a dla mnie więcej cierpliwości bo tak mam, że jak coś wymyślę to chciałabym żeby było gotowe na wczoraj:) i obfitego miodobrania w tym roku!

Zatem spełnienia marzeń, tych mówionych głośno, szeptem i wcale....

 
Wszystkie wspaniałe produkty marki ajeden znajdziecie tu (zajrzyjcie koniecznie):  http://ajeden.pl
https://www.facebook.com/mydlamiody/


"Córeczka" to kolejny kryminał, który przeczytałam jednym tchem. Nigdy nie sądziłam, że taka literatura wciągnie mnie bez reszty. Być może dlatego, że trafiam na naprawdę ciekawe książki. Tę dojrzałam w zapowiedziach szukając kolejnej lektury na wieczór. Opis i okładka bardzo mnie zaintrygowały, więc nie mogłam się doczekać kiedy po nią sięgnę. Czy i tym razem moja intuicja mnie nie zawiodła? Przekonajcie się sami....
 
Rzecz dzieje się w Australii. W jednym ze sklepów w Sydney zostaje przyłapana na kradzieży bezdomna dwudziestokilkuletnia dziewczyna, która wyznaje na komisariacie, że jest zaginioną ponad piętnaście lat wcześniej Rebeką Winter. Kobieta zakłada, że dzięki kłamstwu zyska na czasie i uda jej się uciec policji. Jednak w drodze do Canberry, rodzinnego miasta Bec, zmienia zdanie, bo marzy jej się ciepły dom, azyl, więc trafia do rodziny, która czekała na powrót zaginionej córki.

Dość zgrabnie udaje jej się zyskać nową tożsamość. Zwodzi policję, rodzinę, przyjaciół, wykorzystuje łudzące podobieństwo do zaginionej dziewczyny, strzępki informacji o zaginięciu zasłyszane w wiadomościach oraz włosy ze szczotki Bec. Niby wszystko idzie po jej myśli, ale zamiast upragnionego spokoju, ciepła i miłości zaczyna czuć strach, niepokój. Początkowa euforia znika, a to co miało by rajem, okazuje się koszmarem... Na telefon przychodzą kolejne smsy z pogróżkami, a Lizzie, najlepsza przyjaciółka Bec, odkrywa jej sekret i grozi, że wyzna prawdę.

Żyjąc cudzym życiem, dziewczyna zaczyna odkrywać mroczne rodzinne tajemnice. Niepokoi ją dziwnie reagująca matka, nieobecny i płaczący ojciec, bracia bliźniacy, którzy pomimo okazanej radości, śledzą każdy jej ruch. Dodatkowo w piwnicy znajduje rozkładające się zwłoki. Czy to ciało zaginionej Rebeki?

Historia opowiedziana jest z perspektywy dwóch kobiet: prawdziwej Bec i podszywającej się pod nią młodej kobiety. Myślę, że dzięki temu mamy pełniejszy obraz sytuacji. Akcja jest wartka, podkręcana pojawiającymi się co rusz, nowymi elementami układanki. A zakończenie wbiło mnie w fotel.

"Córeczka" to debiut australijskiej pisarki od lat mieszkającej w Melbourne. Wcześniej Anna Snoekstra pisała scenariusze do wielu niezależnych produkcji filmowych i teatralnych, a także reżyserowała kilka wideoklipów.

Kiedy czytałam książkę, mąż kilka razy zagadnął: czy się boję? Myślę, że to najlepsze słowa podsumowujące książkę. Okazała się na tyle wciągająca, że przeżywałam historię, jakbym była uczestnikiem wydarzeń.

"Córeczka" ukazała się nakładem Wydawnictwa Harper Collins Polska i można ją kupić TU.




Obsługiwane przez usługę Blogger.