Kilkanaście dni temu opublikowałam na Instagramie i Facebooku zdjęcie moich chłopaków podczas zabawy z mapą. Otrzymałam w związku z tym zdjęciem mnóstwo zapytań, więc postanowiłam o samej mapie napisać tutaj. Mam ogromną słabość do zabawek przybliżających dzieciom geografię. Mamy w domu już kilka map w różnych wersjach. Kiedy na polskim rynku pojawiła się marka Janod i przeglądałam ofertę, to w pierwszej kolejności zwróciłam uwagę na tę właśnie mapę. To wspaniała ozdoba dziecięcego pokoju i niezwykle rozwijająca zabawka w jednym. 


Mapa po rozłożeniu jest naprawdę duża, ma 195x115 cm. Dzięki temu, że wykonana jest z wytrzymałej folii (wielokrotnego użytku), którą z łatwością można przykleić do ściany, nie zajmuje dodatkowej przestrzeni w pokoju dziecka. Zestaw składa się z kilku dużych elementów, z których każdy to jeden kontynent, oraz 101 magnesów przedstawiających zwierzęta tematycznie związane z każdym miejscem. Wszystko jest bardzo atrakcyjnie zilustrowane, co zachęca dzieci do zabawy. Na dużych naklejkach widnieją budowle oraz mieszkańcy charakterystyczni dla danego regionu. Magnesy, które świetnie trzymają się mapy, to zwierzątka z różnych stron świata.


Dzięki takiej mapie dziecko świetnie się bawi, jednocześnie poznając  i ucząc się kontynentów, państw, zwierząt i budowli z całego świata. Magnesy nie narzucają dziecku gotowego scenariusza, samo może układać i dopasowywać magnesy, dzięki czemu ćwiczy swoją kreatywność i rozwija wyobraźnię. To wspaniała edukacyjna podróż po poszczególnych kontynentach.


Wprawdzie producent poleca mapę dzieciom w wieku szkolnym (od 7 lat), ale nie przeszkadza to w udanej zabawie mojemu 4latkowi. Alexander lubi zwierzęta, więc chętnie o nich słucha, a później szuka i wskazuje miejsca, gdzie ewentualnie mogą mieszkać. Czasem my przyklejamy zwierzątka, a potem Alexander szuka ich za pomocą lupy na mapie.


Myślę, że taka mapa to ciekawa rozrywka i skuteczna metoda przyswajania wiedzy o otaczającym nas świecie. Dzięki niej możemy zaszczepić w dzieciach miłość do geografii. Taka forma spędzania czasu z dzieckiem rozwija u niego koordynację wzrokowo-ruchową, wyobraźnię, logiczne myślenie czy koncentrację.  


Mapa nie należy do najtańszych, ale myślę, że absolutnie warta swojej ceny, zwłaszcza że to zabawka na lata. Jest naprawdę solidnie wykonana. Magnesy doskonale trzymają się mapy, nie spadają i nie przesuwają się. To jedna z niewielu zabawek, która autentycznie wciąga nas na długie godziny. Moim zdaniem warto inwestować w mądre zabawki, a nie kupować mnóstwo kiczowatych, takich tylko na chwilkę.
 
Magnetyczna mapa świata - Janod / FB


Lubicie Alberta? Znacie przygody Billy'ego? Jeśli tak, to z całą pewnością spodoba Wam się propozycja Wydawnictwa Zakamarki - "Lotta. Trzy opowiadania" autorstwa Astrid Lindgren. Lotta z ulicy Awanturników jest z nami już dość długo i mimo, że czytamy ją bardzo często, nadal jest u nas hitem. Na książkę składają się trzy opowiadania: „Pewnie, że Lotta umie jeździć na rowerze”, „Pewnie, że Lotta umie prawie wszystko” oraz „Pewnie, że Lotta jest wesołym dzieckiem”. Wszystkie trzy są wspaniałe. Opowiadają o przygodach niesfornej pięciolatki, najmłodszej z trójki rodzeństwa, która mieszka w pewnym szwedzkim miasteczku. Lotta to bardzo odważna, rezolutna, pomysłowa i niepokorna dziewczynka, której wielkim marzeniem jest mieć prawdziwy, taki dorosły rower, nie trójkołowiec, jak dla maluchów. Główna bohaterka dokładnie wie czego chce i zawsze stara się to zdobyć, w różny sposób i z różnym rezultatem. 


Jak tu nie lubić takiej charakternej Lotty, małej psotnicy, która uparcie dąży do celu, nie nudzi się sama ze sobą i potrafi..... zdziałać cuda! Przy tym jest zawsze uczynna i ma dobre słowo dla każdego. Lotta to taka chłopczyca, czym zdecydowanie odbiega od dziewczynek z Disney'owskich produkcji.


Autorka po mistrzowsku nakreśliła postacie i opowiedziała historie, które mogłyby przytrafić się każdemu z nas. Z opowiadania na opowiadanie coraz lepiej poznajemy małą dziewczynkę, z którą się zaprzyjaźniamy, czekając z niecierpliwością na jej kolejne przygody. Swoją autentycznością i łobuzerskim usposobieniem szybko zdobyła naszą sympatię.


Książka jest piękne i starannie wykonana, wydana w dużym formacie, twardej oprawie, na grubym, szorstkim papierze, z płóciennym brzegiem. Świetne ilustracje Wiklanda, kolorowe, nastrojowe, trochę nostalgiczne i baśniowe, na które wprost nie można się napatrzeć. Ogromna przyjemność czytania i oglądania. Serdecznie polecamy!



U nas w ostatnim czasie nastąpiło wzmożone zainteresowanie literkami, co nie ukrywam, bardzo mnie cieszy. Alexander ciągle pisze poszczególne literki, uparcie też ćwiczy swój podpis. Podążyłam za tym Jego nowy zainteresowaniem i zdjęłam z półki grę marki Goki, Moje ABC, która czekała na Niego już od dłuższego czasu. To wspaniała gra edukacyjna, która znakomicie łączy w sobie zabawę z nauką. My modyfikujemy zasady gry w zależności od potrzeb. Wykorzystujemy również literki i obrazki do innych wspólnych prac lub zabaw, np. uczymy się słówek po angielsku. 


Gra składa się ze 110 elementów, w skład których wchodzą cztery czerwone tabliczki z pustymi okienkami oraz małe klocki z literkami (26 kart) i różnymi obrazkami (79 kart). Wszystkie elementy wykonano z naturalnych, całkowicie bezpiecznych dla dzieci materiałów. 

Zasady gry są banalnie proste. Mieszamy i odkładamy w jednym miejscu klocki z literkami, zapisanymi polami do stołu, w drugim miejscu robimy dokładnie to samo z kartami, na których są obrazki. Każdy z graczy otrzymuje pustą tabliczkę i losuje 4 klocki z literkami, które umieszcza obrazkiem do góry, w górnym rzędzie swojej planszy. Następnie najmłodszy z graczy podnosi maksymalnie 3 obrazki i próbuje je dopasować do pola z literką. Pierwsza litera nazwy rzeczy z obrazka musi pasować do kart z literkami na planszy. Po znalezieniu odpowiedniego obrazka, należy go umieścić na planszy pod odpowiednią literką. Nietrafioną kartę z obrazkiem odkładamy na miejsce. Każdy gracz stara się zapamiętać gdzie leżą dane obrazki, bo może się komuś przydadzą (muszę przyznać, że w tym mój syn jest mistrzem!). Tym samym ćwiczymy pamięć. Zwycięża ta osoba, która jako pierwsza dopasuje obrazki do liter. Grać można również w drugą stronę, dopasowując litery do obrazów. My często też umieszczamy wszystkie karty obrazkami do góry.


Gra Moje ABC jest znakomitym wprowadzeniem dziecka w świat liter, pisania i czytania. Swoją grę mamy ze sklepu HOPLIK


Na blogu bardzo często pojawiają się propozycje gier planszowych, bo według mnie to znakomity sposób spędzania wspólnie wolnego czasu, to alternatywa dla telewizji, komputera czy smartfona. Gry planszowe wspierają wszechstronny rozwój dziecka. Grając trenujemy umiejętność dostosowania się do różnych sytuacji. Uczymy się analizować skomplikowane zależności, planować kolejne kroki i szybko reagować na zaistniałą sytuację. Granie w gry pozwala poznać własne możliwości i ograniczenia, uczy kreatywnego i logicznego myślenia, a także wiedzy o świecie. Zatem rozkładajcie planszówki i do dzieła!


Luty nie był dla nas zbyt łaskawy, bo dużo chorowaliśmy, jak nie Alex, to my. Jednak dzięki temu mogliśmy spędzić sporo czasu razem. Alexander w lutym był sam na krótkich feriach u babci i był wyjątkowo dzielny, a mama z tatem w tym czasie mieli okazje połazić po lubelskich knajpach i kinach. Spotkaliśmy też na spacerach oznaki wiosny, jak powyżej na zdjęciu. A co zainspirowało mnie w lutym? Znajdziecie poniżej. Nie ma tego zbyt dużo, ale każdy znajdzie coś dla siebie!

 

1. To, że kocham kosmetyki naturalne pisałam chyba tysiąc razy. Kiedy tylko odkrywam nowe firmy, świecą mi się oczy. Sprawdzam składy, zapachy, działanie. Jakiś czas temu w jednej z lubelskich galerii odkryłam sklep The Secret Soap Store. To polska marka produkująca kosmetyki naturalne. Z polecenia Pani wybrałam Eliksir z wyciągiem z bursztynu i minerałami morskimi, wzbogacony olejami roślinnymi. Posiada właściwości regenerujące i odżywcze. W jego składzie znajdziemy mielony bursztyn, morszczyn, kolagen morski, makroalgi oraz algi. To produkt bez parabenów, slsów, silikonów, ftalanów, olejów mineralnych i pochodnych ropy naftowej, substancji modyfikowanych genetycznie czyli dokładnie to, co lubię najbardziej. Konsystencja kosmetyku jest bardzo lekka, łatwo się rozsmarowuje, szybko się wchłania nie pozostawiając nieprzyjemnej tłustej warstwy, a skóra po nim jest nawilżona, gładka i elastyczna. Natomiast zapach jest obłędny i niezwykle trwały.  Możecie go znaleźć tutaj. Myślę, że wypróbuję inne kosmetyki z tej serii. 

2. Moje dłonie w zimie zawsze były w opłakanym stanie, dodatkowo ciągły kontakt z papierem powodował ich szorstkość, ale teraz jest dużo lepiej. A to wszystko dzięki cudownemu, bogatemu balsamowi do dłoni niezawodnej marki Pat&Rub. W naturalnym balsamie do rąk HOME SPA znajdują się substancje ochronne, które zabezpieczają skórę dłoni na długie godziny. Perfekcyjnie nawilża i odżywia, pozostawiając skórę w doskonałej kondycji. Co ważne ten efekt nie znika po umyciu rąk. To lekarstwo dla moich dłoni. Krem jest niezwykle wydajny i świetnie się go aplikuje dzięki pompce.  SUPER!

3. Książka "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły" (Wydawnictwo Media Rodzina) to obowiązkowa lektura dla wszystkich, nie tylko dla rodziców. Dzięki niej każdy zrozumie swoje uczucia i to, jak sobie z nimi radzić. Autorki nie skupiają się na teoretyzowaniu, ale swoje racje popierają wieloma przykładami i nawet ćwiczeniami, które pozwalają zrozumieć postępowanie innych (dzieci), uzmysłowiają nam też jak zachowujemy się w określonych sytuacjach.

4. Kubków i filiżanek nigdy za wiele. A dodatkowo teraz, kiedy od czasu do czasu piję kawę. Jedną nową mam w pracy, a drugą w domu. Fajne znalazłam w a-tab.

5. Girl gone to według mnie rewelacyjny film. Ekranizacja powieści Gillian Flynn pod tym samym tytułem. Książki nie czytałam, ale jest już na mojej liście. Film genialnie pokazuje zachowania dwojga ludzi w związku, zaczynając od początkowej fascynacji drugą osobą, pokazywania się z tej wspaniałej strony, kończąc na dotarciu do niezbyt ładnego, ale jakże prawdziwego ja. Podoba mi się to studium niezdrowego małżeństwa pokazane z dwóch punktów widzenia.

6. Serial Fortitude - przed nami jeszcze parę odcinków, ale serial bardzo ciekawy. Rzecz dzieje się w Fortitude, najbezpieczniejszym miejscu na Ziemi, gdzie wszystkim dobrze się żyje, a jedynym niebezpieczeństwem są ataki niedźwiedzi polarnych. Mieszkańcy miasteczka mają jednak sporo "za uszami". 

7. Czapy NUDA - pokochaliśmy je miłością pierwszą. Mamy w domu zestaw welurowy (czapa+komin) w kolorze szarym, w którym aktualnie Alexander śmiga. Jest też z nami czapka dresowa na cieplejsze dni. Polecamy! A więcej o tej marce już niebawem na blogu.

Dzisiaj pokażę Wam kolejną, naszym zdaniem, świetną grę dla całej rodziny. To gra Monopoly Junior. Myślę, że to jedna z najbardziej popularnych gier planszowych, jakie do tej pory się pojawiły. W grę Monopoly grał chyba każdy. Ja sama pamiętam ją z czasów, kiedy byłam małą dziewczynką, a mój mąż ma do tej pory w domu starą, mocno już sfatygowaną, wersję tej gry. Dlatego pomyśleliśmy, że Alexowi też się spodoba. Długo zastanawialiśmy się, którą wersję wybrać, ale w końcu postawiliśmy na klasyczną Monopoly Junior marki Hasbro. Myślę, że to był naprawdę dobry wybór. Już po pierwszy podejściu wiedziałam, że to coś dla nas. Zanim rozpoczęliśmy grę spokojnie wytłumaczyliśmy Maluchowi na czym ona polega.


Monopoly Junior to wersja gry dla najmłodszych. Przede wszystkim ma mniejszą ilość zasad. Do tego zasady są zdecydowanie prostsze. Plansza gry jest też mniejsza i bardzo kolorowa. Kwoty operacji są również niskie. 


Akcja gry toczy się w wesołym miasteczku, a jej celem jest poruszanie się po polach wokół planszy, kupowanie nieruchomości, na których zatrzyma się gracz, opłacanie czynszu i zbieranie pieniędzy oraz kart szansy. Grę rozpoczyna oczywiście najmłodszy gracz rzucając kostką. Grę wygrywa ten, kto w momencie bankructwa jednego z graczy będzie miał najwięcej gotówki. Do dyspozycji mamy 1 planszę, 1 talię złożoną z 20 kart "Szansa", 4 karty postaci, 1 kostkę sześciościenną, 48 symboli własności, 4 pionki, plik pieniędzy o nominałach 1M oraz instrukcję w języku polskim. 


Gra przeznaczona jest dla 2-4 graczy w wieku 5+, ale myślę, że trochę młodsze dzieci (Alex ma 4) doskonale sobie z nią poradzą. 


Monopoly Junior to wciągająca gra dla całej rodziny, która uczy logicznego myślenia, umiejętności planowania czy trudnej sztuki gospodarowania pieniędzmi. Dzięki niej dziecko ćwiczy również liczenie, dodawanie i odejmowanie. 


Monopoly Junior to świetna rozgrzewka przed monopolem dla dorosłych czy eurobiznesem. To potyczki na długie godziny. Polecamy!

Naszą grę mamy ze Świat Zabawek.








Pokój Alexandra ciągle ulega metamorfozom. Co kilka miesięcy mam nową "wizję" i wprowadzam małe zmiany. Początkowo stałym elementem było łóżko, przerobione z łóżeczka, szafa i komoda. Wraz z moim Małym człowiekiem rośnie jednak liczba przedmiotów, które są "niezbędne" w opanowaniu terenu, więc pojawiły się regały, półki na książki i stolik z krzesełkiem, gdzie tworzone są prace na miarę Picassa. Ostatnio zastanawiam się nad zakupem kilku dodatków, tzw. "umilaczy", które z jednej strony pomogą oswoić pokój, a drugiej nadadzą mu nowy look. 
Oto kilka naszych inspiracji do upiększenia dziecięcego pokoju. 




1. Mamy w pokoju dwa plakaty. Jeden to właśnie śpiący księżyc, który pojawił się tuż nad łóżkiem Alexa. Do kupienia TU, a drugi to alfabet STĄD. Ostatnio widziałam, że na blogu Lady Gugu można pobrać darmowe plakaty. Zerknijcie TUTAJ.
2. Alternatywą do plakatów są np. naklejki na ścianę. Ta pochodzi STĄD
3. Miarka wzrostu z klamerkami, dźwig i auta - w przedszkolu na korytarzu wisi papierowa miarka, więc Alex zapragnął podobnej w swoim pokoju. Długo zastanawialiśmy się nad wyborem właściwej, ale w końcu wybór padł na taką. Mamy ją ze sklepu HOPLIK.  
4. Lampka nocna Batman - właśnie do nas jedzie. Już zacieram ręce. Kupiłam ją TUTAJ.
5. Półka samochód - na małe drobiazgi mojego Skarba. Widziałam, że są jeszcze gwiazdki i chmurki. Cudne!  Chcemy jedną z nich, np. TAKĄ.


6. Gwiazdki wieszaki - świetne na plecaki Alexa KLIK. Inne znalazłam np. w NONO STORE.
7. Organizer na biurko - musi być koniecznie nasz. Mamy kredek i karteczek całe mnóstwo, więc taki organizer pozwoli nam utrzymać porządek na stoliku KLIK
8. Silikonowa Skarbonka - coś wyjątkowo uroczego i użytecznego w jednym. Ta pochodzi STĄD.
9. Alex dużo pije, więc TEN kubek jest już prawie na wyposażeniu pokoju :) 
10. Ramka na zdjęcia - obowiązkowy dodatek każdego pomieszczenia KLIK


 
11. Pościel Mumla - mamy dwa komplety i są naprawdę wspaniałe. Pościel można kupić TU.
12. Poducha Puszysty Miś od FluffyColours - zachwyt. Planujemy nabyć jeszcze jedną o innym wzorze.
13. Pikowana narzuta na łóżko - i pokój wygląda schludniej. Mamy i jest naprawdę genialna! Polecam! KLIK

To mój pierwszy post wnętrzarski, ale może nie ostatni, bo mam w zanadrzu jeszcze kilka takich list. 
Obsługiwane przez usługę Blogger.