Piąta rano. W domu cisza, jak makiem zasiał. Siedzę w kuchni na blacie i wpatruję się w okno, za którym wolno spadają pojedyncze płatki śniegu. Patrzę na nie tępo popijając gorącą, rozgrzewającą herbatę z miodem. Zauważam, że znów obgryzłam kolejnego paznokcia. Nie robiłam tego od czasów podstawówki. Niestety w ostatnim czasie nadrobiłam z nawiązką. Żal i niepokój ściskają żołądek i krtań. Martwię się i stresuję, bo za kilka godzin rozstanę się z moim ukochanym synkiem. Nie będzie to rozstanie na jedną noc, bo to zdarzyło mi się od czasów Jego narodzin, dwa razy i mocno to przeżyłam. Tym razem będzie inaczej, tym razem będzie na długo. Stanowczo za długo. Bo tydzień to jak cała wieczność. A ja i On to prawie jedność.

Przedstawiam Wam kolejną dawkę inspiracji z minionego miesiąca. Dzisiaj oprócz fajnych rzeczy, pokażę jedną, której fenomenu niestety nie rozumiem. To thriller psychologiczny "Dziewczyna z pociągu".  Książka została okrzyknięta odkryciem ostatnich lat i zebrała mnóstwo pozytywny opinii.


Nie wyobrażam sobie, żeby na pytanie "skąd się bierze mleko?" Alex odpowiedział "ze sklepu". Niestety, nie ma się co śmiać, bo jest to historia prawdziwa. Szukałam więc, dość długo, ciekawej i bardzo rzetelnej książki o gospodarstwie. Chciałam znaleźć książkę, która będzie łączyła w sobie dobry tekst i ciekawe ilustracje. W końcu natrafiłam na taką w Wydawnictwie Entliczek. To Anatomia farmy. Ciekawostki z życia na wsi. 


Znajdziemy tutaj wiele ważnych, przydatnych informacji, mnóstwo ciekawostek, szereg smacznych przepisów (przez nas już wypróbowanych), zarówno dla tych małych, jaki i dużych czytelników. Wspaniała rodzinna lektura. 


Julia Rothman w książce przenosi nas do wsi, jaką sama pamiętam z czasów mojego dzieciństwa, a której mój syn już raczej nie będzie miał okazji poznać. Książka ta, to taka wizualizacja gospodarstwa i samej wsi. Są tu uprawne pola, małe domki, obory, zagrody, zwierzęta, a pośród nich: gęsi, kury, krowy, kozy, świnie, pszczoły.


Książka ma uroczą szatę graficzną. To według mnie, właśnie ilustracje tworzą jej klimat. Świetne rysunki samej autorki, wykonane pozornie niedbałą kreską, robiące wrażenie niestarannych, takich jakie robi się na własny użytek, jednak dopracowane, z dbałością o każdy szczegół. Jednocześnie przedstawione są w niezwykle przemyślany sposób, bo świetnie porządkują podane wiadomości. Ciekawie ilustrują, zarówno florę, jaki i faunę, a także funkcjonowanie samego gospodarstwa.


To książka o olbrzymim edukacyjnym potencjale. Stanowi bardzo interesującą propozycję dla wszystkich odkrywców świata. Zachwycające jest to, jak wiele jest w niej do odkrycia!













Kocham polski hand made. Uwielbiam buszować po internecie i szukać nowych, cudownych marek. Takich perełek na naszym rodzimym rynku. Przepadam wówczas na długie godziny. Uwielbiam otaczać się rzeczami hand made, uwielbiam ubierać syna w takie oryginalne, dobre gatunkowo ubrania.


Dwa tygodnie temu napisała do mnie dziewczyna z zapytaniem o konkretne prezenty na Baby Shower. A teraz, po raz pierwszy, sama będę brała udział w takim spotkaniu. Baby Shower, według mnie, jest jednym z fajniejszych zwyczajów, które przybyły do Polski.

Dzisiaj pokażę Wam książkę, która kupiłam blisko rok temu, ale u nas cieszy się popularnością do dzisiaj. Właściwie cały zeszły weekend spędziliśmy właśnie przy niej. 

W tym roku, przed posłaniem Alexa do przedszkola, zastanawiałam się nad zapisaniem Go na dodatkowe lekcje języka angielskiego. W związku z tym podpytałam nauczycieli języków obcych czy to dobry pomysł i okazała się, ze zdania się bardzo podzielone. Jest tylu samo zwolenników, co przeciwników. Zwolennicy tłumaczą swoje zdanie tym, ze dziecku zdecydowanie łatwiej przyswoić ogrom informacji, a także to, że dziecko ucząc się języka obcego nie ma nawyku tłumaczenia tekstu w głowie. Dzieje się raczej z automatu i intuicyjnie. Przeciwnicy zaś twierdza, że lepiej poczekać aż mały człowiek poprawnie nauczy się języka ojczystego, a potem skupić się na nauce obcego. 



Matka to zdecydowanie gatunek rozpoznawalny na odległość. Jeden "rzut okiem" i jestem w stanie ocenić, która z napotkanych kobiet to matka. No bo matka matkę "wywącha" bezbłędnie. My matki jesteśmy charakterystycznym rodzajem ludzkim.  99% z nas ma wspólne cechy zewnętrzne i charakterystyczne zachowania świadczące o byciu mamą. A już w szczególności te początkujące matki. One tą swoją "matkowością" dają po oczach. Rozpoznasz je z całą pewnością. Po czym? Po:
Obsługiwane przez usługę Blogger.