majowe odkrycia

/
6 Comments
Dla mnie maj to zapach fioletowego bzu, letni, ciepły deszczyk, młode ziemniaczki z kapustą i początek sezonowych owoców. To preludium lata. W tym roku jednak maj trochę pogodowo zawiódł, ale mam nadzieję, że lato mi to wynagrodzi. A co mnie zainspirowało w maju?


Piękna, wzruszająca sesja Toma Hussey'a pod tytułem "Reflections of the past". Bardzo emocjonalna rzecz. Jak pierwszy raz ją zobaczyłam miałam łzy w oczach. Zdjęcia przedstawiają starszych ludzi, kobiety i mężczyzn, którzy spoglądają w lustro i widzą siebie z młodości. Ogromnego i ciekawego znaczenia w kontekście tej sesji nabiera powiedzenie "mamy tyle lat, na ile się czujemy". Warto zajrzeć, sesja TU.




Książka "Pęknięte odbicie" Dawn Barker to opowieść o rodzinie, którą dotknęła depresja poporodowa. Zapadająca w pamięć historia, w której ożywają najgorsze lęki każdej, świeżo upieczonej matki. To powieść, która wnikliwie i psychologiczną głębią porusza problem depresji poporodowej, a wręcz psychozy, która nierozpoznana w porę, doprowadziła do wyjątkowo tragicznego finału. Anna i Tony to szczęśliwe małżeństwo, którym rodzi się upragniony synek. Ze szpitala wracają już jako pełna rodzina. Od tamtego momentu Anna nie jest jednak już sobą. Nie radzi sobie z własnymi uczuciami i opieką nad nowonarodzonym synkiem Jackiem, a co więcej nie chce przyjąć pomocy. To pewnie normalne po urodzeniu dziecka, dochodzi do wniosku Tony, który ostatnio miał przecież tyle pracy, wszystko z czasem powinno się jakoś ułożyć. Tyle że Anna i Jack znikają bez wieści. Tymczasem Tony czuje, że wydarzyło się coś złego......
Macierzyństwo to głównie piękne chwile, ale nie zapominajmy, że jest też jej ciemna strona, często spowodowana samotnością, brakiem snu, przemęczeniem zbyt dużą ilością obowiązków, która może prowadzić do depresji. Myślę, że to ważny literacki głos Dawn Baker w debacie o chorobach psychicznych, które nadal są tematem tabu, chociaż, całe szczęście, jest już na tym polu coraz lepiej. 
 



Lato,  a więc piękne zadbane dłonie i stopy to podstawa. Zawsze miałam problem ze skórkami, ale z pomocą przyszedł mi ten oto preparat do usuwania skórek.  Stosuję go już od dłuższego czasu i muszę przyznać, że robi to, co obiecuje producent. Działa szybko, jest skuteczny, wydajny i do tego ma świetny, precyzyjny aplikator. Cena też zdecydowanie na plus.




W maju odkryłam też maść, którą znają chyba wszyscy. Dla mojej skóry to cudowny kosmetyk. Stosuję ją na obszar problematyczny, na przesuszoną skórę lub kiedy pofolguję sobie z czekoladą i na drugi dzień budzę się z niespodziankami na buzi. Stosuję ją również wieczorem na skórę pod oczami (zamiast kremu pod oczy), bo moja skóra tam jest zawsze sucha i cienka. Wiadomo witamina A - witamina młodości. Maść jest tania, a cudownie nawilża, łagodzi zaczerwienienia, regeneruje skórę. Ma tłustą konsystencję i jest raczej dla osób, które lubią tłuste kremy.



 Lee Stafford, Hair Growth Treatment to maska, a właściwie kuracja, która ma prowokować włosy do wzrostu. Sama nie zauważyłam jakiegoś nagłego porostu włosów, ale dla mnie to i tak cudowny produkt do pielęgnacji włosów, który daleko w tyle pozostawił wszystkie do tej pory używane przeze mnie odżywki. Produkt ma konsystencję maski, którą nakładamy na skórę głowy i na włosy. Efekt? mocne nawilżenie, wygładzenie, włosy są lśniące i wspaniale się rozczesują. Czego chcieć więcej?!

 



Zobacz także:

6 komentarzy:

  1. Musze się rozejrzeć za ta maścią z witamina A. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię markę Sally Hansen. Widze, że i Tobie ich kosmetyki odpowiadają :) mamatywna.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna książka! Muszę poszperać to może gdzieś znajdę w dobrej cenie :)

    OdpowiedzUsuń

i co o tym myślisz?

Obsługiwane przez usługę Blogger.